ZJAWISKO
Jeszcze do czwartku ani razu nie przeszła mi przez głowę myśl, że chciałabym być na koncercie Taylor Swift. Dziś, w niedzielę, siadam z uśmiechem przed laptopem, by napisać ten post, i trochę z zaskoczeniem dla siebie samej wystukuję na klawiaturze te słowa: chętnie bym się pobawiła na koncercie Taylor Swift. Co się zadziało przez te kilka dni?
Nie jest tajemnicą, że Warszawa brzmiała ostatnio piosenkami amerykańskiej gwiazdy, która pierwszy raz odwiedziła Polskę i zagrała trzy koncerty, gromadząc tłumy swifties, jak nazywają siebie jej fanki. Ja nigdy się do nich nie zaliczałam, bo choć znałam i lubiłam kilka piosenek Taylor, to nie śledziłam jej kariery, wiadomości z życia, nie słuchałam utworów innych niż te najpopularniejsze, pojawiające się w radiu czy różnych materiałach w internecie.
Kiedy w ubiegłym roku gruchnęła wieść, że piosenkarka przyleci nad Wisłę, zainteresowało mnie to tylko o tyle, że kibicowałam znajomym wirtualnie swiftciarom, żeby udało im się kupić bilety. I teraz, gdy warszawska odsłona trasy The Eras Tour w końcu stała się faktem, byłam przygotowana na to, że pewnie dziewczyny pokażą w relacjach migawki z wydarzenia i będę mogła cieszyć się ich radością, a przy tym zobaczyć namiastkę kwintesencji zwrotu "o co tyle szumu".
I cóż, zobaczyłam. Nie tylko u koleżanek, ale ogólnie w internecie. Przez ostatnie kilka dni za każdym razem, gdy go odpaliłam, trafiałam na relacje z koncertów, krótkie filmiki z "ikonicznymi momentami", posty na temat Taylor, taylormanii, swifties, bransoletek przyjaźni, rozumienia (albo nierozumienia) fenomenu amerykańskiej piosenkarki. Szaleństwo!
A ja w tym całym szaleństwie pierwszy raz tak naprawdę dowiedziałam się, jak wyglądają koncerty w ramach The Eras Tour, ile trwają i jak fantastycznie są przygotowane. Dodając do tego niesamowitą atmosferę wśród uczestników mamy wydarzenie, które nawet tylko wirtualnie wywołuje u mnie szeroki uśmiech na twarzy. Lubię takie chwile, lubię emocje związane z przeżywaniem czegoś całym sobą i dzieleniem się tym z innymi, a wydaje mi się, że właśnie takie coś zadziało się w Warszawie.
I tak, mogłabym wziąć w tym udział!
To jest chyba dla mnie największy fenomen, że po obejrzeniu wszystkich tych materiałów osoba niebędąca wcale swifties ma ochotę rzucić wszystko i pobawić się na tym koncercie.
Potańczyć przy energetycznych piosenkach i wymienić tę energię z innymi. Co jak co, ale społeczność Taylor ma niesamowitą! Ci pozytywni, przyjaźnie nastawieni do siebie ludzie, śpiewający wspólnie piosenki i wymieniający się bransoletkami, to obrazek robiący na mnie wrażenie. Podobnie jak sam występ gwiazdy. Ponad trzy godziny w ruchu i choreografii, w tak pięknej oprawie wizualnej - szacunek za kondycję, dobre przygotowanie i dbałość o szczegóły. Skoro widać to przez szklany ekran, to co dopiero na żywo - mogę się tylko domyślać, że odczucia nieziemskie. 🔥
Podoba mi się to wszystko! Podoba mi się to, że ktoś robi dobrą robotę w czymś, co lubi, i gromadzi przy tym fajną społeczność radosnych ludzi. Taylor, jej trasa i swifties to dla mnie na ten moment ciekawe i bardzo pozytywne zjawisko. W tym naszym świecie czasami mamy pod różnymi względami pod górkę, przeżywamy różne problemy i troski. Czymś niezwykle optymistycznym są więc takie chwile nieskrępowanej eurofii i zabawy, która łączy ludzi. Bez porównywania się z innymi, bez niepotrzebnych konfliktów, za to w klimacie pełnym przyjemnej rozrywki.
To wydarzenie było wielka gratką dla fanek i fanów piosenkarki. Ja podobnie jak Ty nie zaliczam się do wiernych słuchaczy Swift, no jakoś nie ujęła mnie swoją muzyką, rozumiem że innym bardzo podoba sie to co prezentuje
OdpowiedzUsuńMiło patrzyło się na tą radość wiernych fanów 🙂
UsuńMuzyka potrafi człowieka zaskoczyć, wydaje się nam, że coś niekoniecznie dla nas, a potem okazuje się, że mimo wszystko wspaniale się przy niej bawić, atmosfera koncertu tez swoje dodaje, warto łamać przyzwyczajenia. Izabela Bookendorfina
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, myślę podobnie
UsuńWcześniej też zupełnie nie interesowałam się ani samą wokalistką, ani tymi wszystkimi towarzyszącymi jej zjawiskami - ale zgadzam się z Tobą. Oglądając fragmenty koncertów i tych wszystkich szczęśliwych, kolorowych ludzi też doszłam do wniosku, że świetnie bym się tam odnalazła.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Jest nas więcej 🤗 Bardzo dobrze to wszystko wypadło
UsuńIgrzyska trwają, byleby się w politykę nie bawiła... pieniądze ma, fanów ma i niech tak zostanie...
OdpowiedzUsuńMuzyka potrafi człowieka zaskoczyć, Ja jako prezenterka radiowa ciągle czymś zaskakuję słuchaczy
OdpowiedzUsuń