BEZDZIETNA KOBIECOŚĆ NIE JEST GORSZA
Dla wielu ludzi przełomowymi czy po prostu bardziej wyrazistymi urodzinami są te okrągłe. Nie będę ukrywać, że i dla mnie trzydziestka była ważna, ba, przecież nawet ten blog powstał właśnie przy tamtej okazji. Niemniej w mojej głowie jakiś mały stoper mimowolnie odliczał czas wcale nie do trzydziestych urodzin, tylko do tych obecnych. 33. A wszystko dlatego, że od dawna wydawało mi się, że właśnie do tego czasu uda mi się coś zrealizować. Choć może "uda się" to złe sformułowanie, bo oddaje moc sprawczą w moje ręce, a to nie do końca zależne ode mnie. Niemniej kilka, kilkanaście lat temu byłam pewna, że mając właśnie 33 lata, będę mieć dzieci. Dziś jestem bezdzietną trzydziestotrzylatką, która nauczyła się akceptować i lubić swoją rzeczywistość, a jednocześnie chciałaby bardzo powiedzieć innym bezdzietnym kobietom: nie jesteście w niczym gorsze, nie mając dzieci.
Zawsze chciałam mieć dzieci. Choć może raczej bardziej zgodnie z prawdą pasowałoby powiedzieć: zawsze przyjmowałam za pewnik, że będę je mieć. Wzrastamy w końcu w takiej a nie innej kulturze, z modelem społeczeństwa bardzo mocno skupionym na rodzinie i rodzicielstwie. W takim modelu praktycznie oczywistością jest to, że ludzie dorastają, łączą się w pary, zakładają rodzinę i pojawiają się dzieci. Wydaje się to "normalną i właściwą" ścieżką życia, nad którą człowiek za bardzo się nawet nie zastanawia - po prostu taka kolej rzeczy. Zaryzykuję twierdzenie (bo żadnych statystyk nie robiłam), że dla większości moich rówieśników właśnie taka kolej rzeczy była/jest czymś naturalnym; takie otrzymaliśmy wzorce od starszych pokoleń czy z kultury.
Obecnie jednak ten schemat jest już powoli przełamywany i coraz więcej ludzi świadomie wybiera inną drogę.
O poszukiwaniu swojej drogi pisałam na przykład tutaj: DROGI I MIEJSCA, polecam przeczytać.
Coraz więcej ludzi nie chce mieć dzieci i nie decyduje się na rodzicielstwo. Jeszcze inny przypadek to ci, którzy dzieci chcieliby mieć, ale nie mogą. Nie mogą ze względów medycznych, finansowych, a czasem i dlatego, że zwyczajnie... nie mają z kim ich mieć. Nie zawsze uda się spotkać dobrego kandydata na towarzysza życia i potencjalnego rodzica. A samotne świadome rodzicielstwo nie jest wyjściem dla każdego.
W każdym razie - bezdzietni są wśród nas. Wydawać by się mogło, że w takich warunkach społeczno-kulturowych zmian status bezdzietnego nie będzie szokować ani nie będzie powodem komentarzy. Niestety, wciąż wiele ludzi przejawia przedziwne zainteresowanie sprawami prokreacyjnym innych osób. Pytanie "kiedy dziecko?" to tylko wierzchołek góry wypowiedzi pozbawionych taktu i empatii. Prym wiedzie też słynne "kto ci poda szklankę wody na starość?", jakby powodem decydowania się na dziecko było to, żeby w przyszłości to ono się nami zajmowało.
Wszystkich bezdzietnych łączy niestety to, że często spotykają się z niezrozumieniem i przyklejaniem dziwnych, krzywdzących łatek. Mam wrażenie, że dotyczy to zwłaszcza kobiet. Mężczyzna, który nie jest ojcem, nie szokuje tak, jak kobieta, która nie jest matką. To takie kobiety słyszą czasem, że skoro nie urodziły dziecka, to... tak naprawdę nie są prawdziwymi kobietami. Że nie są dojrzałe, tak jakby brak posiadania dziecka równał się temu, że nigdy nie będziesz "poważnym, dorosłym człowiekiem". Że nie wiedzą, co to prawdziwa miłość. Że nie znają życia. Że przekonają się, czym jest szczęście, dopiero wtedy, gdy urodzą. A jeśli nie urodzą? No cóż, "nie udało im się w tym życiu, nie ułożyły go sobie".
Takie słowa ranią, takie słowa potrafią wyrządzić krzywdę, i osobiście nie mieści mi się w głowie, jak można tak zupełnie bezrefleksyjnie wygłaszać je w kierunku drugiego człowieka. Jak można rościć sobie prawo do oceniania, o jakie nikt nie prosił. Jak można bez krzty empatii odnosić się do czegoś, co jest tak naprawdę prywatną sprawą każdego z nas. Nigdy nie wiadomo, jaka historia stoi za czyjąś bezdzietnością. Może ta kobieta nie chce mieć dzieci, a może przeżyła poronienie? Mówienie takiej osobie "ale by ci było ślicznie z maluszkiem na rękach" to skrajny brak ogłady.
Ostatnio mignęły mi w internecie nagłówki artykułów, że Ewa Chodakowska tłumaczy się, dlaczego nie ma dzieci. I wszystko fajnie, tylko dlaczego w ogóle musiała podjąć publicznie taki wątek? Ano dlatego, że ją o to nagminnie pytano. I to się dzieje w skali makro i mikro - zarówno w stosunku do osób publicznych, jak i prywatnie, do koleżanki z pracy czy kuzynki.
A wcale tak nie powinno być. Kwestia prokreacji to osobista sprawa i nikt nie powinien słyszeć na ten temat nieproszonych uwag i natarczywych, ciekawskich pytań. Jakoś rodzicom nie zadaje się pytania "dlaczego chcieliście mieć dziecko?", za to w drugą stronę: a jakże - "ale jak to nie chcesz mieć dzieci?", "zegar tyka", "na starość będziesz żałować", "tylko macierzyństwo da ci pełnie miłości". I tak dalej, i tak dalej...
Wiem oczywiście, że rodzice też dostają czasem w kość pytaniami w stylu "to kiedy drugie?, "czwórka dzieci? hoho, to ile to będzie 500+", lecz dziś nie o tym. Dziś o tych, które często nazywane są "bezdzietnymi lambadziarami, co to nic o życiu nie wiedzą", lub po prostu, z rzekomą troską i współczuciem oceniane są jako te, którym w życiu nie wyszło. Te gorsze.
Jako bezdzietna trzydziestokilkulatka znam dobrze to, o czym tu napisałam. I dziś, świeżo po przekroczeniu tej mojej prywatnej granicy, którą miałam w głowie, poczułam potrzebę stworzenia takiego właśnie postu. Chcę w nim głośno i wyraźnie dać znać, że stygmatyzowaniu bezdzietnych kobiet mówię stanowcze "nie". Nie może być zgody na takie zachowania. Nie-matki to wciąż kobiety, pełnowartościowe kobiety czy ogólnie osoby. O kobiecości czy wartości człowieka nie świadczy wydanie na świat potomstwa.
Warto sobie uświadomić, że to nie jest tak, że tylko kobieta bez dzieci "coś traci", jeśli już posługiwać się takim słownictwem. Bo to działa w drugą stronę tak samo - przecież kobieta posiadająca dzieci też "traci" możliwość doświadczania życia takiego, jak bezdzietna. Matki nie znają życia nie-matek, nie-matki nie znają życia matek - to normalne i jednocześnie w żaden sposób nie świadczące o wyższości jednej grupy nad drugą. Za każdą z nas stoi jakaś historia, szanujmy je nawzajem. Dokonałyśmy takich a nie innych wyborów, czasami to inne czynniki za nas zdecydowały, w efekcie przeżywamy życie w jakiś sposób i naprawdę: tu nie ma sposobu gorszego ani lepszego. Nie oceniajmy, nie podkopujmy, skupmy się na sobie, a nie na cudzych wyborach czy doświadczeniach. Bądźmy dla siebie wzajemnie empatyczne i życzliwe, bo z takimi cechami nasz świat może być tylko lepszy.
I ja takiego stale lepszego świata życzę tak sobie, jak i Wam!
A co to mi tu siedzi na karku? |
33 lata?! Hmmm, pomyślmy... |
Witam cię nowy roku życia z uśmiechem! :) Lecimy dalej, po swojemu |
Ja także team bez dzieci pp 30
OdpowiedzUsuńBezdzietnych jest wśród nas coraz więcej i myślę, że ta grupa będzie się powiększać. Takie czasy. Patrzę na ludzi, których spotkałam na swojej drodze i widzę, że większość z nich dzieci nie ma.
OdpowiedzUsuńTo jest bardziej złożony problem, uważam, ze lepiej nie mieć dzieci niż mieć z byle kim . Ja nie mogę wczuć się w taki fakt, miałam męża , zaszłam w nieplanowaną ciążę w wieku lat 30-tu i to dziecko po prostu było, a ja kochałam je całym sercem i już nie wyobrażam sobie, ze mogłoby być inaczej . Można żyć fantastycznie i być szczęśliwym bez, można zmarnować życie mając dzieci , nie ma nigdzie reguły ...
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś trudny temat. Zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami. Uważam, że każdy ma prawo żyć jak chce , nie krzywdząc przy tym innych.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, ja za dosłownie chwilę będę miał "4" z przodu i nawet zaobrączkowany nie jestem ;)
OdpowiedzUsuńNo to widzę że jest nas więcej bezdzienych osób i jest to spoko:)
OdpowiedzUsuńKażdy według własnych przekonań, zdrowotnych możliwości i poczucia misji, nikomu nie zaglądam w rodzicielstwo, zawsze chciałam mieć trójkę dzieci, mam dwójkę, jako matka czuję się spełniona, jako kobieta również, jako specjalista w swoim zawodzie także, to moje ścieżki życia i jestem z nich dumna. Izabela Bookendorfina
OdpowiedzUsuńJa mam dopiero 25 lat, ale przy obecnych realiach w naszym kraju tez prędko dzieci nie chce mieć.
OdpowiedzUsuńJa mam obecnie 34 lata i póki co nie mam jeszcze dzieci co nie znaczy że nie chce ich mieć. Póki co inne problemy życia codziennego nie pozwalają nam na realizację tych planów.
OdpowiedzUsuńTo prawda, sprawa nie decydowania się na dzieci często jest o wiele bardziej złożona niż się wydaje.
OdpowiedzUsuńTo trudny temat. Wiele osób stygmatyzuje bezdzietne kobiety - niestety.
OdpowiedzUsuńKobieto, ja cię kocham za ten wpis, napisałaś z serca to co myślisz, czujesz i ja się pod tym podpisuję.
OdpowiedzUsuńJa nieraz też słyszałam 'docinki' 30 lat i bez dzieci? "Bo ja w twoim wieku to już miałam..."
OdpowiedzUsuńNIGDY nie przyszło mi do głowy, żeby kogokolwiek pytać dlaczego ma lub nie ma dzieci
OdpowiedzUsuńNa pewno jest inna. Czy gorsza? Myślę, że nie. Każdy żyje tak jak chce i póki nie krzywdzi innych ludzi nic nam do tego.
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie wyobrażam sobie życia bez dzieci. Ale rozumiem, że nie wszyscy gotowi są na macierzyństwo
OdpowiedzUsuńBezdzietna kobieta jest tak samo ważna jak reszta społeczeństwa i nie powinna się z tego powodu źle czuć i nikt nie powinien jej z tego powodu wytykać. Tak samo jak kobietą które powyżej 20 roku życia nadal są dziewicami. To sprawa osobista danego człowieka i nikt nie ma prawa sprawiać ludziom z takich powodów przykrości, a tym bardziej nie powinien być zbyt ciekawski.
OdpowiedzUsuńLubię twoje wpisy za ich wyważony styl i przestrzeń do refleksji. W moim środowisku są osoby bezdzietne z wyboru i mające dzieci, ludzie którzy bardzo długo starali się o potomstwo i tacy, którzy nie mogą ich mieć. Mam to szczęście, że nie stygmatyzujemy się, nie oceniamy i nie wpychamy z buciorami, a każde pytanie jest przyjmowane jako po prostu normalność i przyczynek do dyskusji. Może to przede wszystkim kwestia dobrego wychowania? Nie poruszamy tematów bolących, rady wynikają z rozmowy i pojawiają się wtedy, gdy druga strona jest otwarta na ich przyjęcie. Mam świadomość, że to taka idealna bańka - na szczęście prawdziwa i jest mi w niej dobrze. Może jednak warto przemyśleć sobie kwestie taktu? A w drugą stronę zastanowić się czemu to tak bardzo boli i dotyka? Bo czasem pytanie nie jest zadawane w złej wierze, a człowiek jeży się i odpala atomówkę. Fakt - temat związków i prokreacji jest bardzo osobisty, ale w pewien sposób też społeczny. Znamy "fajnych chłopaków z którymi warto się umówić", "lekarzy, którzy działają cuda", a czasem po prostu chcemy się dowiedzieć czy można tak żyć i być szczęśliwym, bo i nam taka sama myśl od dawna kołacze się po głowie.
OdpowiedzUsuń