PLASTIK, ŚMIECH, ŻYCIE I ŁZY, CZYLI RECENZJA FILMU "BARBIE"

Fala różu zalała sale kinowe na całym świecie, a to za sprawą kultowej bohaterki dzieciństwa wielu dziewczynek. Lalka Barbie doczekała się w końcu pełnometrażowego, aktorskiego filmu, a machina promocyjna napompowała ten różowy balonik do granic możliwości. Czy za tak potężną kampanią stoi wartościowe kino? Czy jednak "Barbie" to tylko prosty zestaw kiczu i plastiku?  Przyznam, że szłam na seans ze znakiem zapytania w głowie,  nie wiedziałam bowiem, czego się spodziewać. Teraz mogę już powiedzieć, że jeśli myślicie, iż produkcja z Margot Robbie w tytułowej roli to naiwna opowiastka dla dzieci, jesteście w błędzie. "Barbie" zaskakuje swoim przekazem i głębią treści. To zgrabny miks rozrywki, komedii, ale i satyry oraz refleksji: o kobietach, mężczyznach, społeczeństwie. 



Film otwiera kapitalna, mocna w wymowie scena, ale o tym za chwilę. Tuż po niej przenosimy się do idyllicznego Barbie Landu - krainy, w której zawsze świeci słońce, a dni są podobne do siebie w swej beztrosce i radości. To tu mieszka piękna, blondwłosa, Stereotypowa Barbie (znakomita Margot Robbie) i jej koleżanki - inne Barbie. Lalki żyją w typowym matriarchacie, piastując wszelkie ważne posady w swoim uroczo plastikowym świecie. Rola Kenów - w tym również tego najważniejszego, granego przez Ryana Goslinga - ogranicza się raczej tylko do imponowania kobiecym lalkom. Ken-Gosling stara się codziennie zdobyć uczucia Barbie-Robbie, i tak w kółko... A przynajmniej do czasu, gdy nasza Stereotypowa Barbie pewnego dnia zaczyna tracić swe moce i stawać się coraz bardziej podobna do ludzi. Płaskie stopy, cellulit, myśli o śmierci - wyobrażacie sobie coś takiego w Barbie Landzie?! Żeby przerwać ten przerażający lalki proces, Barbie wyrusza do Prawdziwego Świata. Towarzyszy jej oczywiście wierny Ken. Co wynikanie z tej podróży? 

Materiały prasowe filmu

UWAGA, SPOILERY!


Fabuła może się wydawać prosta jak budowa plastikowych domków dla lalek, ale wcale tak nie jest. Reżyserka i scenarzystka Greta Gerwig proponuje widzom bezwstydną zabawę konwencjami, tworząc film, który zarówno bawi, jak i wzrusza, a także bez żadnych kompromisów ukazuje nasze społeczeństwo. Obok przezabawnych scen wywołujących salwy śmiechu wśród widowni (pisząca te słowa też śmiała się na głos, i to wielokrotnie!), dostajemy elementy musicalu, kina przygody, romansu czy wreszcie wspomnianej satyry i celnego punktowania naszej rzeczywistości. I to jest zdecydowanie jedno z największych zaskoczeń filmu! Stereotypy sypią się z ekranu jak z wielkiego worka, a widz ma z tego sporo frajdy, ale i refleksji.

Punktem wyjścia jest tu idea, z jaką stworzono słynną lalkę. I tu właśnie pojawia się prolog filmu, niezwykle wymowny, jednocześnie bawiący odbiorców, ale i pokazujący wielkość (dosłownie) sztandarowego projektu firmy Mattel

Materiały prasowe filmu 

Dalej jest równie ciekawie, bo obraz Grety Gerwig krok po kroku ukazuje, co się z tą ideą stanie - jak rynek stopniowo zmienia początkową wizję tego, co miała symbolizować lalka. Zamiarem twórczyni Barbie było pokazaniem dziewczynkom, że miejsce kobiet wcale nie jest w domowych pieleszach, że kobiety mogą marzyć i spełniać marzenia, osiągać w życiu naprawdę wiele. Lalka miała symbolizować emancypację, swobodę i pewność siebie. Tymczasem przez kolejne lata biznes bezlitośnie wyciska z blondwłosych piękności miliony, a sama lalka momentami potrafi wpędzić dziewczynki w kompleksy... Jest też jednak wciąż elementem beztroskiego dzieciństwa i strefy kolorowych marzeń. 

Może więc idee naprawdę żyją wiecznie? 

Dostanie się przy tym wspomnianej firmie Mattel, koncernowi produkującemu Barbie - i tu kolejne zaskoczenie, bo poziom autoironii zaprezentowanej przez tę firmę poprzez ukazanie jej w filmie jako typowej korporacji przechodzi wszelkie spodziewane oczekiwania. Scena, gdy prezes nieudolnie próbuje przywołać jakąkolwiek kobietę na wysokim stanowisku, podczas gdy cały zarząd firmy to mężczyźni, to jedna z perełek filmu. Podobnie jak cięte uwagi co do tego, jak korporacja zarabia na lalkowym biznesie. Oczywiście nie sposób pominąć oczywistego faktu, że w przypadku filmu "Barbie" ta krytyka kapitalizmu jednocześnie pozwala firmie Mattel sporo zarobić - taki paradoks naszych czasów. 

Grafika własna z wykorzystaniem materiałów prasowych filmu

Ale chyba największym zaskoczeniem, bardzo pozytywnym, jest wątek Kena i rozwój jego postaci, w czym niebagatelna zasługa wcielającego się w tę rolę Ryana Goslinga. Przyznam szczerze, że gdy szłam do kina, nie miałam żadnego wyobrażenia co do tego, jak zostanie poprowadzony Ken, no bo umówmy się: Ken to po prostu Ken, tworzysz Barbie, i tyle.

No i właśnie z tego "i tyle" twórcy filmu budują całą historię, ukazując krzywdę, jaką wywołuje w osobie tłamszenie jej indywidualizmu i sprowadzanie jej do życia w cieniu kogoś innego. Stale tłamszony Ken, po wizycie w prawdziwym świecie zachłystuje się patriarchatem i nową dla niego wizją rzeczywistości, w której mężczyźni mają coś do powiedzenia, spełniają się w różnych zawodach i oglądają sobie sto razy "Ojca chrzestnego" przy piwie podawanym przez kobiety. Zachwyt Kena nad takim stylem życia wynika oczywiście z niespełnionych, a nawet nieuświadomionych do końca pragnień, z niskiej samooceny i ciągłej rywalizacji. Z poczucia, że nie jest wystarczający, a jego życiowa misja ogranicza się tylko do towarzyszenie Barbie. Można mieć ciarki przy przejmującym wykonaniu przez Goslinga wymownej piosenki "I'm just Ken"

Widać więc wyraźnie, że Barbie Land i panujący w nim matriarchat to karykatura prawdziwego świata, z tym, że w tym drugim panował (a czasem panuje dalej, jak w filmowej firmie Mattel) patriarchat. Film znakomicie pokazuje, że żadna z płci nie jest ważniejsza. Co więcej, obrazuje, co może dziać się wtedy, gdy którąś płeć próbuje się marginalizować. Z ekranu jasno przebija przesłanie, że każdy z nas jest tak samo wartościowy i tak samo wystarczający.  Brawa dla twórców za hasło "I'm Kenough", nawiązujące oczywiście do popularnego "I'm enough", czyli właśnie jestem wystarczająca/y. 

Brawa też za szczególnie mocny monolog jednej z bohaterek na temat tego, jak wygląda sytuacja kobiet w prawdziwym życiu. Jak często mężczyźni, albo nawet i my same, nakładamy na siebie presję, i to na różnych polach. Mamy być piękne, ale nie za piękne, bo to prowokuje i świadczy o próżności. Mamy dbać o rodzinę, ale nie zaniedbywać kariery. Mamy mieć swoje zdanie, ale nie być niegrzeczne. Mamy...i tak dalej, i tak dalej. Wymagania, paradoksy, frustracje. Choćbyś stawała na rzęsach, zawsze ktoś się do czegoś przyczepi. Dlatego kluczem do dobrego życia jest samoakceptacja i nieoglądanie się na zdanie innych, a wpychanie czy to kobiet, czy to mężczyzn w stereotypowe ramy nie powinno mieć miejsca. Warto pozostać sobą i mieć własne zdanie. Warto być dla siebie czułym, wyrozumiałym, dać sobie zwykłe, ludzkie przyzwolenie na bycie nieidealnym - wszak ideały nie istnieją, i bardzo dobrze. 

Ukazanie tych uniwersalnych prawd na przykładzie zetknięcia świata lalek ze światem ludzi tworzy naprawdę wdzięczny, wymowny obrazek! Zupełnie nieoczekiwanie "Barbie" okazuje się być przemyślaną, pełną ciepłą opowieścią o odkrywaniu swojej tożsamości, o dojrzewaniu i o samoakceptacji. O nauce życia po swojemu, bez presji, bez spełniania oczekiwań wszystkich dookoła. O odkrywaniu własnych potrzeb. O pielęgnowaniu w sobie wewnętrznego dziecka i poczucia własnej wartości. O różnych wymiarach piękna, które jest dookoła i w nas samych.  

Dotyczy to w równym stopniu Kena, co i samej Barbie. Margot Robbie błyszczy w tytułowej roli, idealnie oddając historię swojej postaci. Jest pełna wdzięku, by za chwilę wzruszać kryzysem egzystencjalnym. I choć może brzmieć to co najmniej dziwnie (lalka z kryzsyem emocjonalnym?), to w świecie wykreowanym przez Gretę Gerwig takie zabiegi wypadają naprawdę dobrze. 

Materiały prasowe filmu 

Film "Barbie" nie jest jednak pompatyczny, a cukierkowa konwencja pozwala puszczać do widza oko, dając mu rozrywkę podszytą celnym morałem. Wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa z przebojową, promującą film piosenką Dua Lipy czy nostalgiczną balladą Billie Eilish uprzyjemnia odbiór obrazu. Podobnie jak świetne kostiumy i scenografia - czyżby posypały się za nie nagrody? Niewykluczone, bo kreacje bohaterów to małe dzieła sztuki. 


Jednym z haseł promujących film jest: "Kochasz Barbie? Ten film jest dla ciebie. Nie znosisz Barbie? Ten film jest dla ciebie". Po seansie zdecydowanie się z tym zgadzam. Dodam więcej: Barbie jest ci obojętna? Ten film również jest dla ciebie! Bo to wyśmienita rozrywka i jednocześnie totalnie uniwersalne przesłanie, które dobrze jest powtarzać, nawet w towarzystwie tony cekinów i brokatu. 

Komentarze

  1. Chętnie obejrzę ten film. Zaciekawił mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie zupełnie nie ciągnie, aby poznać ten film, nie poczułam nici przyjaźni z Barbie, natomiast różowe kolczyki mamy takie same. Izabela Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie oglądałam tego filmu, ale nie wykluczam tego w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. W wolnej chwili z przyjemnością zobaczę ten film

    OdpowiedzUsuń
  5. "Widać więc wyraźnie, że Barbie Land i panujący w nim matriarchat to karykatura prawdziwego świata, z tym, że w tym drugim panował (a czasem panuje dalej, jak w filmowej firmie Mattel) patriarchat." - czy możesz podać przykład patriarchatu w naszym społeczeństwie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachęciłaś mnie swoją recenzją do obejrzenia tego filmu, bo do tej pory byłam na nie :-) Recenzja jest świetna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i cieszę się, że nabrałaś ochoty na seans

      Usuń
  7. Mnie ten film nie kusi, a lalką Barbi nigdy się nie fascynowałam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Witam Cię na moim blogu! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz ślad po sobie w postaci komentarza.

instagram @pisanezusmiechem