SPÓJRZ W LUSTRO
Droga kobieto, kogo widzisz, gdy patrzysz w lustro?
Ja widzę osobę, którą kocham i lubię. Osobę, z której jestem dumna. Osobę, która zasługuje na mój uśmiech i wszystko, co najlepszego mogę jej dać. Osobę wartościową. Widzę siebie.
Ale nie zawsze tak było.
Nie zawsze potrafiłam spojrzeć w to lustro i uśmiechnąć się do odbicia, pomyśleć o sobie dobrze i życzliwie.
Potrzebowałam czasu (liczonego w latach) i różnych doświadczeń, by naprawdę poczuć swoją wartość i siebie zaakceptować. Poczuć tak poważnie, z pełną świadomością, a nie powierzchownie, na zasadzie powiedzenia głośno "tak tak, jasne, lubię siebie i jestem wartościowa", a w myślach mówienia sobie "a guzik prawda, jestem beznadziejna".
Dzisiaj, gdy o tym pomyślę, mam ochotę użyć zmieniacza czasu, by móc przytulić tę Asię z przeszłości i przekazać jej trochę tej mądrości życiowej, którą nabyłam, trochę wsparcia i otuchy.
Bo życie różnie się z tą Asią obchodziło.
Bo choć doświadczyłam w tym życiu mnóstwa ciepła i sympatii od różnych ludzi, to pamiętam też wiele krzywych spojrzeń, bolesnych komentarzy i wyśmiewania, jeszcze z lat dziecięco-nastoletnich. Pamiętam słowa krzywdzące, niedopuszczalne, jakich nikt nie powinien słyszeć od drugiej osoby. Takie coś potrafi zaprogramować sposób myślenia o sobie na długie lata. Dodając do tego kanony mody, bardzo łatwo wpaść w pułapkę kompleksów i porównywania się z innymi. Też w niej tkwiłam. Znałam swoje mocne, dobre strony, potrafiłam docenić siebie za to czy tamto, ale pod pewnymi względami wizualnymi czułam się gorsza. Czułam się brzydka. Czułam wstyd, że jestem taka, a nie inna.
Bardzo długo miałam w głowie myśl, że rozmiar definiuje moją atrakcyjność i wartość, i że bez odpowiednich cyferek na wadze wszystko inne właściwie nie na znaczenia. Że muszę się przeglądać w lustrze spojrzeń innych ludzi, i jeśli nie zobaczę w tym lustrze uznania (albo wręcz zobaczę pogardę), to znaczy, że coś ze mną jest nie tak.
Dzisiaj już wiem, że wszystko ze mną w porządku, a moje odbicie w lustrze spojrzenia drugiego człowieka to tylko i wyłącznie jego punkt widzenia, który absolutnie mnie nie definiuje. Pewnie, nie wszystkim będę się podobać - to naturalne. Ale raz, że to, że się komuś nie podobam, nie daje tej osobie uprawnienia do obrażania mnie słowami, a dwa - że nie muszę szukać akceptacji w oczach innych; muszę ją sobie sama zapewnić.
Bo to moje spojrzenie na siebie samą jest dla mnie ważne. Przeglądam się w lustrze własnych myśli i spostrzeżeń, nie cudzych. Jestem wartościowa, jestem wystarczająca.
Przeczytaj również: LŚNIENIE
I w końcu, w wieku lat 30+, potrafię popatrzeć na siebie z prawdziwą czułością i sympatią. Jest mi ze sobą dobrze. Jeśli coś robię ze swoim ciałem, wyglądem, to dlatego, że tego chcę, a nie dlatego, żeby zyskać akceptację innych, być dla nich atrakcyjna.
Chyba więc rację miała Coco Chanel, mówiąc, że "Piękno zaczyna się w chwili, kiedy decydujemy się być sobą". Nie próbujemy udawać kogoś innego, niż jesteśmy, byleby tylko wpasować się w czyjeś preferencje. Akceptujemy siebie w całej okazałości. Co oczywiście nie znaczy, że nic w sobie nie zmieniamy, bo jeśli chcemy, to droga wolna. Tylko jest to nasz świadomy wybór podyktowany tym, że to my czegoś chcemy, a nie że społeczeństwo czegoś od nas oczekuje.
Nie zawsze siebie lubię, często niekoniecznie, ale staram się akceptować to, kim jestem, jaka jestem, co sobą prezentuję, co oczywiście nie zwalnia mnie od pracy nad sobą. Izabela Bookendorfina
OdpowiedzUsuńDużo radości z okazji dnia kobiet :)
OdpowiedzUsuńDbanie o samą siebie powinno być priorytetem.
OdpowiedzUsuńWielu ludziom trudno zaakceptować siebie, a to pierwszy krok do szczęścia!
OdpowiedzUsuńTo prawda, każdy z nas ma jakieś wady, mankamenty, zadry charakteru czy wyglądu, najważniejsze to uwierzyć we własną niepowtarzalność i prawdziwość. Izabela Bookendorfina
Usuńsuper blog, zostaję na dłużej, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWażne jest widzieć w sobie wartościową osobę.
OdpowiedzUsuńWszystko musi wychodzić od nas, nie można liczyć na to, że świat da nam szczęście. Musimy to zrobić same.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!!!
OdpowiedzUsuńMasz rację do tego trzeba czasu albo przeżyć coś co zmieni człowieka myślenie. Ja tak przeżyłam ...Od tamtego czasu inaczej postrzegam siebie. Doceniam się, to jaka silna jestem i jaka naprawdę jestem.pozdrawiam i ściskam Cie.Monika F.
OdpowiedzUsuńPiękny i wartościowy wpis, pod którym chyba wiele kobiet może się podpisać. Nie wiem dlaczego tak bardzo mamy zakorzenione, że nie jesteśmy wystarczające. Chyba masz rację, to te nastoletnie wzorce i komentarze sieją spustoszenie. Zwłaszcza, gdy dołoży się do tego hormonalną burzę. Ogromnie się cieszę, że mogłaś polubić, pokochać siebie. Mi też trochę to zajęło, ale tak żyje się o wiele lepiej 🥰 serdeczne uściski!
OdpowiedzUsuńJoasiu tak jak już wspominałam, ten wpis jest tak bardzo o mnie, długo o nim myślałam. W dzieciństwie nie mogłam narzekać - wysoka, szczupła, wysportowana, ale w okularach ... A jednak lustro długo nie było moim przyjacielem. Tak jak piszesz - wzorce medialne, komentarze innych, porównania z innymi, dorastanie w czasach kiedy dzieci i ryby głosu nie miały itp. niewątpliwie wpłynęły na moje liczne kompleksy, które z biegiem lat wcale się nie zmniejszały. I paradoksalnie, dopiero kiedy zawaliło mi się życie, zaczęłam się do siebie uśmiechać. Obecnie jestem spełnioną 50+ w fajną pracą i wspaniałą pasją, podróżuję po świecie, piszę bloga, uczestniczę w spotkaniach, od jakiegoś czasu dumnie prezentuję swoje siwe włosy (choć większość nie wierzy, że to naturalne). Mogę to śmiało powiedzieć lubię siebie, lubię swoje życie, nie przejmuję się cyferkami ani na kalendarzu ani na wadze :) ale wciąż nie lubię siebie na zdjęciach - może kiedyś to się zmieni.
OdpowiedzUsuńAktualnie jestem na etapie, że lubię samą siebie taką, jaka jestem.
OdpowiedzUsuń