PRZYPADEK PEWNEGO ZWYCIĘSTWA

Coraz dłuższe, jesienne wieczory sprzyjają rozmyślaniom. Ja jestem w tym prawdziwą mistrzynią, co nie zawsze jest dobre. Pisałam o tym choćby w tym wpisie: 

W pułapce analizowania - jak ruminacja wpływa na życie i jak sobie z nią radzić.

Dziś jednak nie o tym. Dziś chciałabym poruszyć temat pozytywnego myślenia i wiary w siebie. Czasem, przyparci do jakiejś niewidzialnej ściany, tracimy tę wiarę i sami sobie wyrządzamy krzywdę, myśląc, że jesteśmy nic nie warci i do niczego się nie nadajemy. A wcale tak nie jest. Dlatego... choć to bywa trudne, nie trać wiary w siebie! 



W gorszych chwilach, zamiast roztkliwiać się nad listą nieszczęść (choć to też naturalne i nie ma co się winić za takie myśli), warto pomyśleć o czymś dobrym, co nas spotkało. A najlepiej - o czymś dobrym, co sami wypracowaliśmy. 

Takich rzeczy jest naprawdę mnóstwo! Tylko często mamy tendencję do umniejszania ich wagi. 


Ostatnio, gdzieś pomiędzy marudzeniem nad "trudnymi sprawami", spłynęło na mnie wspomnienie, od którego aż zrobiło się ciepło na sercu. Seria scenek i emocje, które wtedy czułam, wciąż zapisane gdzieś w moim sercu.


Miałam jakieś 13-14 lat, brałam udział w międzyszkolnym konkursie. Zadaniem było napisanie tekstu na temat dowolnego ciekawego miejsca w okolicy i wygłoszenie tego tekstu z pamięci w dniu uroczystego finału. Już wtedy pisanie sprawiało mi olbrzymią frajdę, więc to był konkurs idealny dla mnie. Z zapałem przygotowywałam swój tekst o Zamku Książ. Dobrze pamiętam, że zaczęłam go parafrazą "Świtezianki" Mickiewicza:

Ktokolwiek będziesz w wałbrzyskiej stronie,
przysłuchując się cichemu potokowi, 
Pomnij zatrzymać swe konie,
byś się przypatrzył zamkowi.

Włożyłam w tworzenie mojego tekstu dużo pracy i serca. Był w pełni mój, dopieszczony, cieszyłam się z niego jak dziecko. 

A później porozmawiałam z koleżanką, która też brała udział w tym konkursie. I przeżyłam spore zaskoczenie, bo okazało się, że jej w przygotowywaniu wypowiedzi pomogła mama. Efektem był tekst, z którym - jak uznałam - mój nawet nie może się równać. Miałam wrażenie, że moje słowa były nie tak dojrzałe, nie tak ciekawe, słowem: nie takie. Momentalnie straciłam wiarę w ten mój tekst, choć nadal czytałam go z przyjemnością. Ale z tyłu głowy miałam już myśl "z czym do ludzi?" i nie potrafiłam się jej pozbyć.

Powiedziałam nawet o swoim zwątpieniu mojej mamie. Ta mnie wysłuchała i zrobiła najlepszą rzecz, jaką mogła zrobić (tak to oceniam z perspektywy czasu i swojego dorosłego już "ja"). Nie usiadła ze mną, by ten mój tekst poprawiać czy wręcz pisać od nowa, tylko wlała we mnie nadzieję słowami, żebym nie porównywała się z innymi i wierzyła w siebie, swoją pracę i swoje możliwości. Że przecież ten tekst jest mój i tylko mój, jest owocem mojego wysiłku i to powód do dumy

Tak też postarałam się na to spojrzeć! Bo to przecież był mój, tylko mój tekst, owoc mojej pracy i za każde słowo brałam w nim odpowiedzialność, a całość 

Aż nadszedł dzień finału konkursu. Pamiętam, jak wystrojona w białą bluzkę i czarną spódniczkę, siedziałam na widowni i słuchałam wypowiedzi innych uczestników. Niektóre podobały mi się bardzo i naprawdę szczerze. Gdzieś w głowie znowu pojawiła się myśl, że co ja tutaj robię, wśród takiej uzdolnionej młodzieży. Ale zagłuszyłam ją, i wyszłam sama na scenę, by wygłosić spokojnie swój tekst. 

Później było oczekiwanie na wyniki. Tak zupełnie serio, z ręką na sercu - nie liczyłam na wiele. Usłyszałam naprawdę dobre teksty i wiedziałam, że konkurencja jest duża. 

Jury zaczęło ogłaszać wyniki od dwóch wyróżnień. Wtedy pojawiła się taka myśl, że może jednak się załapię, ale nie, na scenę wywołano inne osoby. Zostało już tylko podium, na które szans nie miałam. Najpierw ogłoszono laureata trzeciego miejsca, potem drugiego, i wreszcie zwycięzca... 

W tym momencie moje serce fiknęło ze trzy koziołki, bo usłyszałam swoje nazwisko! Dosłownie nie mogłam w to uwierzyć. Wśród gromkich braw, podeszłam scenę z wyrazem totalnego zaskoczenia na twarzy, by za chwilę śmiać się szeroko, gratulując pozostałym wyróżnionym.


Po tylu latach wciąż mam w pamięci strzępki uzasadnienia wyboru, jakie przedstawiła przewodnicząca jury - wypowiedź pełna pasji... widać i słychać prawdziwe zainteresowanie tematem... swoboda i naturalność... umiejętność zaciekawienia słuchacza... tekst dojrzały merytorycznie i stylistycznie...


To wszystko o mnie! O tej nastoletniej mnie, która od początku do końca samodzielnie stworzyła tekst, a później wpadła w kompleksy i zwątpienie, porównując się z innymi. A przecież miałam w ręku najcenniejsze, co może mieć twórca: autentyczność i pasję. I ci ludzie z jury to wychwycili. 

Później już tylko dzwoniłam z telefonu nauczycielki (nie miałam jeszcze swojego, naprawdę - kiedy to było!) do mojej mamy, by podzielić się na szybko wrażeniami i wielką radością. Dodam, że był to dzień urodzin mamy, więc jakaś taka symboliczna chwila. Może zadziałała wtedy dobra magia, kto wie. 

W każdym razie z tych wydarzeń została mi w głowie cenna lekcja:

trzeba wierzyć w to, co się robi!  Wkładać w to serce. Wtedy uzyskujemy tę autentyczność, która dla innych będzie wyczuwalna. 


Nie wątp w swoje możliwości. Nie porównuj się do innych. Jeśli dasz siebie, to to ci się zwróci - będziesz mieć jedyną w swoim rodzaju satysfakcję, niezależnie od wyniku. 


Dziś czuję głęboką wdzięczność za tamte chwile, i lubię do nich wracać myślami. Życie jest piękne w drobiazgach, nieprawdaż? 




Uśmiechnięta ja z bohaterem mojego zwycięskiego tekstu, Zamkiem Książ



Komentarze

  1. Gratuluje zwycięstwa tamtego konkursu. Oj tak trzeba wierzyć w to co sie robi. świetny wpis.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj wiara w siebie to najważniejsza sprawa. Kiedyś z kimś dyskutowałam o tym dlaczego amerykańskie społeczeństwo potrafi być takie przebojowe. Doszliśmy wtedy do wniosku, ze własnie chodzi o wiarę we własne możliwości, zrobienie tego z sercem. Nam strasznie tego brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe spostrzeżenie! Faktycznie wiele osób ma z tą wiarą w siebie problem

      Usuń
  3. Ja z wiarą w siebie nigdy nie miałam problemu, tu dużo zawdzięczam na pewno rodzicom

    OdpowiedzUsuń
  4. Wierzyć w siebie, to już jest ogromny sukces!

    OdpowiedzUsuń
  5. No czasami jest ciężko. Teraz jesień i będzie coraz więcej takich szaroburych jesiennych dni... U mnie bywa przeróżnie, ale często gęsto nie wierzę niestety. Zapraszam do mnie na coś co mi wyvhodzi :) http://karolakulinarnie.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie trzeba nad tą wiarą w siebie i swoje możliwości popracować! Dziękuję, zajrzę :)

      Usuń
  6. Niektórym pewne rzeczy przychodzą łatwiej, innym trudniej. Z cała pewnością osoby pewne siebie i przebojowe maja łatwiej ale...myślę, że można to w sobie w jakiś sposób wyrobić a najlepiej pomogą w tym bliscy. Dla mnie taką osobą jak dla Ciebie mama, jest mój mąż. On zawsze we mnie wierzy, zachęca do działania i to dzięki niemu między innymi odważyłam się zacząć przygodę z blogowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, taki mąż to skarb! Cudownie mieć kogoś, kto tak w nas wierzy i kibicuje.

      Usuń
  7. Jak to się mówi: wiara czyni cuda! Czasem jednak trudno uwierzyć w siebie, ale warto nad tym pracowac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację :) Dlatego też chciałam napisać ten tekst - być może komuś pomoże w pracy nad sobą :)

      Usuń
  8. Wiara w siebie czyni cuda! Gratuluję zwycięstwa. :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Autentyczność, pasja i podejmowanie wyzwań. Trzeba wierzyć sobie. Bardzo pozytywny tekst, pisany z uśmiechem :) Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, Magda! :* O to właśnie chodzi: autentyczność, pasję i podejmowanie wyzwań <3

      Usuń

Prześlij komentarz

Witam Cię na moim blogu! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz ślad po sobie w postaci komentarza.

instagram @pisanezusmiechem