PIĘKNA JESIEŃ W DZIWNYCH CZASACH

Jesień w pełni. Kolorowe liście, piękne widoki, słoneczne chwile przeplatane deszczem i wiatrem. Lubię tę porę. Ale w tym roku wyjątkowo trudno się nią cieszyć. Szaleje pandemia, media podsycają atmosferę strachu, gospodarka mierzy się z kryzysem, zamykane są kolejne miejsca, na ulicach nie rozpoznajesz znajomych w maseczkach i naciągniętych na głowę kapturach. Dezorientacja, niepewność, zwątpienie. 
I gdzieś w środku tego chaosu dolewają oliwy do ognia, wyciągając na tapet temat aborcji i dając Polkom w twarz rzekomą niekonstytucyjnością jednego z do tej pory dopuszczalnych przypadków. Kobiety wychodzą na ulice, strajkują, krzyczą. Czytam  tłumaczenia fanatyków pozornego pro-life, słucham wypowiedzi polityków i tak patrzę na te kolorowe, jesienne liście i zastanawiam się: w jakim ja świecie żyję? 



Ten blog, jak nazwa wskazuje, piszę z uśmiechem. Ale wierzcie mi, daleko mi do uśmiechu, gdy słucham o czwartkowym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego i o wszystkich jego konsekwencjach. Aborcja zawsze była gorącym tematem, wywołującym wiele emocji, mającym zwolenników i przeciwników. Nagle okazuje się, że w opinii obecnej władzy usuwanie ciąży w przypadku poważnych wad letalnych jest niezgodne z konstytucją. I tego chcą polskim kobietom zakazać. 

Zastanawiam się, czy ktokolwiek ze zwolenników tego orzeczenia zdaje sobie sprawę, jak poważne wady i choroby mogą dotknąć płód. Szczytem obłudy jest moim zdaniem pokazywanie na plakacie z hasłem "uratowaliśmy życie" wizerunku uśmiechniętego, pyzatego, rumianego bobaska. Dlaczego nie pokażą zdeformowanego, cierpiącego ciałka? Na ogół jak trafimy na takie zdjęcia w internecie, odwracamy wzrok, bo ciężko się patrzy. A wielcy orędownicy pro-life właśnie chcą zmuszać kobiety do donoszenia i wydania na świat takich istot, by zmarły w męczarniach krótko po porodzie, a kobiety zamiast szykować im wyprawkę, mają szykować trumienkę, po drodze znosząc gratulacje od obcych ludzi na widok ciążowego brzucha. Tortury, barbarzyństwo? Tak, w XXI wieku.

Mam wrażenie, że niektórym pro-liferom wydaje się, że kobiety decyzję o aborcji podejmują ot tak, w trakcie obiadu: "No dobra, to se usunę. Daj dokładkę surówki!". No nie, nie, nie! Samo dowiedzenie się, że płód jest ciężko chory, to ogromny ból i dramat dla matki. Jak można w tej sytuacji jej cokolwiek nakazywać? To powinna być kwestia jej WYBORU, bo to ona będzie z konsekwencjami tego wyboru żyła. Wybór, nie nakaz czy zakaz. 


Ponadto nie potrafię wprost wyrazić słowami, jak bezczelne było wywołanie w końcu tego tematu do tablicy akurat teraz, w dobie szalejącej epidemii. Gdzie społeczeństwo i tak cierpi, mierzy się z trudną sytuacją i powinniśmy się nawzajem wspierać. Jakże obłudne jest nawoływanie w tej sytuacji do solidaryzmu społecznego, a jednocześnie przepychanie orzeczenia, które wiadomo, że wywoła gwałtowny protest.

Ludzie wychodzą na ulice strajkować, zmęczeni i oburzeni tym, co się stało, a władza nawołuje do zostania w domu, "bo wirus", po czym jeden z przedstawicieli tej władzy nawołuje jednak do wychodzenia z domu i za wszelką cenę obrony kościołów, bo wkurzone Polki chcą zniszczyć polskość (??!!). 


Cyrk. Niejeden scenarzysta by takiego scenariusza nie wymyślił. A jednak, niestety, to się dzieje.

A mi jest zwyczajnie przykro. 


Targają mną wielkie emocje, podobnie jak ogromną ilością kobiet w tym kraju. Ten rok, 2020, jest i tak już dość abstrakcyjny, mierzymy się z sytuacją, na jaką nikt nie był przygotowany. Nic dziwnego, że można poczuć się przytłoczonym, poczuć, że ta rzeczywistość nas przerasta. Ja sama z jednej strony chciałabym głośno wykrzyczeć swój sprzeciw wobec tego, co się dzieje, a z drugiej - zapaść w sen zimowy i obudzić się, jak już będzie po wszystkim. Bo ta bezradność i ten ogrom negatywnych wibracji, jakie krążą od jakiegoś czasu, to jest coś strasznego. 


Tylko że życie nie daje opcji spokojnej hibernacji. Żyjemy tu i teraz i choć ten świat przeraża mnie jak chyba jeszcze nigdy, to jednak chcę dostrzegać jego piękno i dbać o to, na co mam wpływ. Na przykład o własne zdrowie psychiczne. Bo ono jest wystawione na wielką próbę w tych dziwnych czasach. Dlatego potrzebna jest namiastka normalności - to coś wręcz na wagę złota! Czasami warto więc odłączyć się na chwilę od mediów, wyciszyć, pobyć sama ze sobą albo z bliskimi. Iść na spacer, oddychać świeżym powietrzem, złapać trochę promieni słońca. Poczytać książkę, obejrzeć ulubiony film, poplotkować, pośmiać się, poćwiczyć, potańczyć po mieszkaniu w rytm ulubionej muzyki. Ugotować pyszny obiad, upiec ciasto. Cieszyć się chwilą. Być dla samej siebie dobrą, miłą, troskliwą przyjaciółką. I szczególnie dbać o bliskie osoby i wartościowe relacje w naszym życiu. 

Nie wiem, co przyniesie jutro. Chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo czuję, że przyszłość, ta najbliższa, to jedna wielka niewiadoma. Ale wiem jedno - potrzebuję choć trochę normalności. Jeśli Ty też, to ją sobie daj. Przynajmniej taki wciąż mamy wybór: jak pokierujemy swoją codziennością.


Dlatego cieszę się tą jesienią, na ile mogę. I mam nadzieję, że dożyjemy przyszłorocznej jesieni i będzie ona spokojniejsza, a czasy będą lepsze. 




Komentarze

  1. nie trzeba się poddawać targaniu emocjami, trzeba twardo stąpać po ziemi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak ludzie mają różne stopnie emocjonalności i nie zawsze da radę tak twardo stąpać po ziemi. Dlatego warto dbać o balans, równowagę. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. A mnie to już i myśleć się nie chce...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że tak zdrowo patrzysz na tę sytuację. To, co się teraz dzieje zakrawa na absurd, dlatego warto cieszyć się z tych małych rzeczy, które nas otaczają i które codziennie robimy. Trzymaj się Asiu! Czytelnikom i czytelniczkom także życzę zdrowia i pogody ducha, na przekór tym zwariowanym czasom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz i za te słowa! Przesyłam ciepłe uściski

      Usuń

Prześlij komentarz

Witam Cię na moim blogu! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz ślad po sobie w postaci komentarza.

instagram @pisanezusmiechem