JESTEM WYSTARCZAJĄCA!
Czujesz czasem presję? Że nie jesteś wystarczająco ładna, zgrabna, mądra, atrakcyjna, niewystarczająco dobrze gotujesz, niewystarczająco dużo czytasz, niewystarczająco często podróżujesz, masz niewystarczająco modne ciuchy, ciekawe zainteresowania czy wręcz niewystarczająco ciekawe życie? To powiem Ci, że nie jesteś w tym sama - idę o zakład, że wiele z nas choć raz w życiu się tak poczuło. Mi na przykład nie jest to obce. O kompleksy wcale nie trudno, zwłaszcza w młodym wieku, zwłaszcza porównując się do innych. Trochę czasu zajęło mi wypracowanie takiego nastawienia, o jakim pisałam niedawno w poście Pewność siebie. W końcu jednak dałam sobie samej przyzwolenie na bycie po prostu sobą, bez ciągłego biczowania się, że powinnam być taka i owaka. Nauczyłam się kochać siebie i akceptować siebie. Jestem wystarczająca!
I tylko przykro mi, że wciąż pojawiają się głosy wspierające ten wspomniany wyżej kult presji... Tak, mam na myśli ostatni post Agnieszki Kaczorowskiej na Instagramie. Nie potrafię przejść obok niego obojętnie, stąd też i mój głos w tej sprawie.
Agnieszka Kaczorowska na swoim instagramowym profilu opublikowała 5 czerwca post, który wywołał niemałą burzę. Mowa o wpisie zatytułowanym "Moda na brzydotę". Nie będę dokładnie cytować - zainteresowanych odsyłam na profil Agnieszki - ale w skrócie: autorka nazwała samą siebie estetką wrażliwą na piękno, której nie podoba się moda na brzydotę. Oberwało się ruchowi body positive, oberwało się osobom "zwykłym" promującym hasła dystansu i akceptacji, bo zdaniem wspomnianej influencerki, powinno się dążyć do bycia "wyjątkową i niepowtarzalną". Nie pokazywać swoich wad, zmęczenia, "prawdziwości", tylko budować swój wizerunek na superlatywach. Być pięknym i żyć pięknie, a nie siedzieć w wygodnym błotku, w którym siedzi mnóstwo osób.
.
.
.
.
.
Tak, poważnie.
Poważnie, taki post napisała influencerka, którą obserwują setki tysięcy kobiet.
Nie wiem, jak kobieta kobiecie może takie słowa powiedzieć.
Zacznijmy od tego, że nie rozumiem hipokryzji autorki postu, że piękno to pojęcie względne, subiektywne, natomiast brzydota - to już rzecz obiektywna, którą można oceniać. Hola hola, bądźmy konsekwentni! Brzydota, tak jak i piękno, to kwestie subiektywne, a nie jakieś uniwersalne definicje. Więc już choćby z tego względu cały wywód Agnieszki nie ma sensu.
Poza tym słowo "brzydota" jest nacechowane pejoratywnie, więc ciężko przejść obojętnie wobec tego, co autorka postu za taką brzydotę uważa. Post ma bowiem ma skrajnie negatywny wydźwięk, jakby bycie zwyczajnym było jakąś ujmą. A niby co jest złego w zwyczajności? Dlaczego zestawia się ją z bylejakością, z przeciętnością? Moim zdaniem każdy ma prawo żyć po swojemu (oczywiście nie krzywdząc przy tym innych). To właśnie taka pogoń za niedoścignionym ideałem tworzy szkodliwą presję. Potem na przykład dochodzi do sytuacji, że człowiek mając ochotę w wolny wieczór usiąść przed Netflixem i obejrzeć komedię czuje się nagle głupio, bo przecież mógłby ten czas spędzić produktywniej, prawda? Albo myśli sobie, że zostaje w tyle, bo ktoś tam ma już swoje mieszkanie albo swój samochód, a on nie ma. A ktoś inny osiągnął jakiś sukces na szeroką skalę, a on nie osiągnął... Tak się toczy to błędne koło, by być "bardziej" - bardziej fajnym, bardziej aktywnym, bardziej wyjątkowym. Mieć jakieś super zainteresowania, wręcz pasję! Mieć osiągnięcia! Bo jak tego nie masz, to jesteś nudny, nieciekawy, niewystarczający.
Nie, nie jesteś!
A poza tym kto ocenia skalę tej zwyczajności i niezwykłości? Jest jakaś komisja, o której nie wiem? Można to jakoś zmierzyć?
Żeby nie było - te pytania zadawano w komentarzach pod wpisem jego autorce. Niestety, Agnieszka nie odpowiedziała.
I jasne, fajnie jest pracować nad sobą, by żyło się każdemu z nas lepiej. Ale to wcale nie znaczy, że trzeba ciągle żyć z ręką na pulsie, stawiać na ten mityczny "rozwój", osiąganie nie wiadomo czego, bo inaczej - taplasz się w błotku, promujesz modę na brzydotę, jesteś niechlujny. Okropna stygmatyzacja, ponadto sprzyja to nakręcaniu spirali frustracji i niezadowolenia z siebie.
Jak ktoś chce się na jakimś polu rozwijać, ma jakieś hobby, które go pasjonuje, stawia sobie jakieś wyzwania, dąży do jakiegoś celu - super. Ale jak ktoś inny tego nie ma, żyje sobie z dnia na dzień, to też fajnie! Wcale nie jest gorszy, nudny. Jest sobą. Jak mu z tym dobrze, to świetnie. Nie ma nic złego w takim życiu, nie jest się przez to mniej wartościowym.
NIE TRZEBA DĄŻYĆ DO PERFEKCJI!
NIE TRZEBA STALE SIĘ ROZWIJAĆ!
Można, ale nie trzeba. Wolny wybór. Każdy ma inne potrzeby i inne możliwości.
NIE TRZEBA STALE CZUĆ TYLKO DOBRYCH EMOCJI!
Bo życie i my sami składamy się z różnych odcieni, różnych chwil, różnych stanów. Można być zmęczonym, można przeżywać swój osobisty koniec świata, można czuć się po prostu źle, można płakać. I to jest OK.
I gdy w takim momencie jakaś influencerka mówi ci, że się taplasz w błocie, to... Totalny brak empatii. Totalny.
Naprawdę jestem w szoku, że taki post został opublikowany. Kiedy tyle się mówi o zaakceptowaniu siebie, o zaakceptowaniu normalnych rzeczy (jak np, rozstępy), o zrozumieniu, że internet często pokazuje życie w kolorowej bańce, a rzeczywistość jest inna... Moim zdaniem cały czas potrzeba w sieci więcej normalności, a nie wyidealizowanych, wyretuszowanych zdjęć przedstawiających obrazy mające mało wspólnego z rzeczywistością. Dziwię się, że ktoś taką NORMALNOŚĆ nazywa brzydotą....
W prawdziwym życiu nie zakłada się codziennie pięknych sukienek, nie nosi się codziennie makijażu, jednorożce nie hasają po łące, problemy nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. No właśnie, nie ma się co czarować. Dobrze jest dać sobie pozwolenie się na czucie się OK i w tej sukience w której wygląda się jak milion dolarów, i w tej piżamie zaraz po przebudzeniu, z rozczochranymi włosami i pryszczem na czubku brody.
Poza tym w oczy rzuca się kompletne niezrozumienie przez autorkę wpisu idei ruchu body positive. Nikt nie mówi, że nadwaga jest super. Body positive po prostu pokazuje normalność i dążenie do akceptacji swojego ciała, bez względu na jego masę.
I żeby było jasne - każdy ma prawo do swojego zdania, więc jeśli prywatnie pani Agnieszka ma taką opinię, to mi nic do tego: ma prawo ją mieć. Ale uważam, że wrzucanie jej do internetu w takiej formie, jak to zostało zrobione, jest bardzo niebezpieczne i krzywdzące. Bo konto tej osoby śledzą setki, tysiące osób, a wśród nich wiele takich, które się tymi słowami poczuły dotknięte. Takie słowa krzywdzą, a na krzywdzenie innych nie powinno być zgody.
Niestety, pojawiają się jednostki, które wpadają w widełka skrajności, odrzucam opinie takich osób, stawiam po prostu na siebie i swój zdrowy rozsądek. :)
OdpowiedzUsuńBardzo zdrowe podejście, staram się kierować podobnym 😊
UsuńNie ma sensu porównywać się do innych i patrzeć na nich, warto patrzeć na siebie.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, choć czasem jest to trudne w praktyce 🙂
UsuńDla mnie nie, nie czuję presji, bo sama jej na sobie nie wywieram.
UsuńKażdy z nas jest wystarczający, jeśli zaakceptuje sam siebie. Taka prawda.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Akceptacja to słowo klucz
UsuńCała magia tkwi w zaakceptowaniu siebie, ja do tego pwooli dąże:)
OdpowiedzUsuńhttps://rilseeee.blogspot.com/
Powodzenia w tym dążeniu 😊
UsuńBardzo mi się spodobał Twój post :) a szczególnie to, że zauważyłaś różnicę między przeciętnością, a brzydotą. Świat nie jest zero-jedynkowy, nie jest tak, że albo absolutne piękno (sprowadzone wyłącznie do wyglądu), albo syf. Są kobiety, dla których normą jest chodzenie dzień w dzień na szpilkach i takie, które noszą tylko trampki. Jedne się czeszą 3 godziny, a inne myją włosy i już. Nie ma ogólnych, odgórnych wytycznych co jest piękne, co brzydkie, a co nornalne. Normalność nie równa się niechlujność, ale też nie stygmatyzuje tych przysłowiowych rozstępów czy prania suszącego się w salonie. Fajnie jest promować zdrowy styl życia, zdrową postawę ciała, inspirować się wzajemnie do wzrostu i rozwoju, ale nikt nie ma prawa narzucać arbitralnie jednego kanonu. Ja dziś będę nieproduktywnie oglądać filmy, a co! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za Twój komentarz; widzę, że dobrze się rozumiemy!
UsuńTak, zauważyłam już dawno, że nam jakoś po drodze z przemyśleniami :) i bardzo się z tego cieszę :)
UsuńJa uważam, że warto być sobą bez względu jak wyglądu i jakie mamy poglądy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się 😊
UsuńMoje ciało jest dotknięte niepełnosprawnością w stopniu znacznym przez co nie jest idealne, ale wiem, że innego mieć nie będę, więc je akceptuję takim jakie jest.
OdpowiedzUsuńIdeałów nie ma. Ważna jest za to właśnie samoakceptacja
UsuńWidziałam ten post. Wydaje mi się jednak, że autorka została trochę źle zrozumiana i nie miała na myśli nic złego. Przynajmniej ja tak to odebrałam.
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do swoich odczuć, moim zdaniem niestety ale ten post był szkodliwy
Usuńnigdy nie porównuje się do nikogo,lubię siebie i dobrze mi z tym:)ale są ludzie i ludziska...czasem natrafić można właśnie na takie ludziska
OdpowiedzUsuńCudownie, że lubisz siebie!
Usuńoj post Agnieszki Kaczorowskiej wywołał naprawdę lawinę reakcji. Co do presji jest ona w ogóle na kobiety...
OdpowiedzUsuńNa kobietach ciąży mnóstwo presji...
UsuńAgnieszka nie popisała się tym postem.
OdpowiedzUsuńNie ma kobiet brzydkich, są tylko kobiety zaniedbane i/lub leniwe, ewentualnie chore.
Możemy akceptować swój wygląd, lub nie. Ale żadna z nas nie jest brzydka.
Coś w tym jest! Brzydota? Dla mnie to musiałoby wynikać z paskudnego charakteru i złych uczynków, a nie z tego, że ktoś ma dodatkowe kilogramy albo niewyregulowane brwi
UsuńOj ten post cały czas wywołuje dyskusję. Obecnie na szczęście coraz więcej osób akceptuje swoje wady i niedoskonałości. Bo nie ma ideałów.
OdpowiedzUsuńDokładnie, ideałów nie ma - warto o tym pamiętać
Usuń