CZEKOLADOWE PALETY OD MAKEUP REVOLUTION

Czekolada, która nie tuczy, a wręcz upiększa? Tak, to możliwe! W dzisiejszym wpisie chciałabym zaprosić Was na odrobinę czekoladowej przyjemności, która każdej kobiecie wyjdzie na dobre. Będzie bowiem mowa o czekoladowych paletach z Makeup Revolution. Co prawda te kosmetyki lata największej świetności mają już chyba za sobą, ale moim zdaniem wciąż znajdą zwolenniczki i warto mieć je na uwadze przy kompletowaniu swojej kosmetyczki. Dlaczego? Tego dowiecie się z dalszej części wpisu. Zapraszam serdecznie!



PRZEPIS NA CZEKOLADKOWY SUKCES

Marka Makeup Revolution jest w Polsce bardzo popularna. Proponuje kosmetyki ze średniej półki cenowej, przyjazne dla portfela. Co roku oferta się poszerza (czasami można wręcz mieć uczucie przesytu...). Jednym z flagowych produktów koncernu są właśnie palety czekoladowe. Pierwsze z nich inspirowane były paletami Too Faced, czyli znacznie droższymi kosmetykami. Jednakże w ostatnich latach MUR wypuściło na rynek tyle przeróżnych wersji czekoladek, że po pierwsze, inspiracja Too Faced gdzieś się zatarła, a po drugie - w mnogości opcji kolorystycznych każda znajdzie coś dla siebie. 

Dlaczego jeszcze warto przyjrzeć się bliżej czekoladowym paletom?

  • Przystępna cena idąca w parze z zadowalającą jakością. Nie jest to co prawda poziom i pigmentacja np. palety Nabla Dreamy, o której pisałam tutaj, ale praca z cieniami MUR w dalszym ciągu jest przyjemna, a efekt na powiece moim zdaniem spokojnie zadowoli przeciętną kobietę (dla profesjonalnej makijażystki to może być za mało). Jeśli dodamy do tego wspomniany wyżej szeroki wybór wersji kolorystycznych, to widać, że dzięki tym paletkom możemy przebierać w możliwościach i np. testować opcje, na które szkoda nam przeznaczyć w ciemno więcej pieniędzy.
  • Porządne wykonanie palet i uroczy design. Cienie zamknięte są w plastikowych kasetkach - najstarszą mam kilka lat i nic się z nią nie stało, a przeżyła i wyjazdy, i przeprowadzki, i normalne codzienne użytkowanie. W każdej palecie znajduje się też ogromne lusterko, przy pomocy którego spokojnie wykonamy makijaż. Wygląd palety imituje natomiast tabliczkę czekolady - wygląda to pięknie i jest prawdziwą ozdobą toaletki.
  • Dzięki opisanym cechom, paletki są moim zdaniem dobrym pomysłem na prezent :) 

PRZEJDŹMY TERAZ DO PREZENTACJI MOICH CZEKOLADEK


PALETA DEATH BY CHOCOLATE

Aktualne zdjęcie palety
To dla mnie wyjątkowy kosmetyk, do którego mam ogromny sentyment - była to bowiem moja pierwsza "prawdziwa" paleta (wcześniej miałam tylko jakieś pojedyncze cienie). Mam ją od kilku lat i obecnie właściwie już po nią nie sięgam, zostawiłam ją póki co właśnie ze względu na sentyment ;) Jak widać na zdjęciach, skupiłam się tylko na kilku cieniach z palety i tu jestem bardzo zadowolona z ich zużycia. Na inne nie miałam ochoty i pomysłu, postanowiłam więc nie zmuszać się na siłę.

W oczy rzuca się całkowite zużycie jednego z dwóch największych cieni - był to matowy jasny beż, idealny do blendowania czy zaznaczania przestrzeni pod łukiem brwiowym. Moim zdaniem to świetne posunięcie producentów, aby właśnie taki bazowy cień miał większą gramaturę od pozostałych, bo to przecież po niego sięgamy najczęściej. Jak widać na moim przykładzie, można go całkowicie wyczerpać, podczas gdy inne kolory są prawie nie ruszone. 

Paletka utrzymana jest raczej w chłodnej tonacji. Te brązy nigdy mnie nie zawiodły, na nich szlifowałam swoje umiejętności. Moim ulubieńcem było też czyste złoto i miedziane złoto. 

Stopień zużycia na przestrzeni kilku miesięcy


PALETA CHOCOLATE AND PEACHES

Aktualne zdjęcie palety
Druga czekoladka w mojej kolekcji, jak widać po zdjęciu - również intensywnie eksploatowana.  Jak widać, po cieniach bazowych (da najdłuższe cienie) nie ma już obecnie śladu. Chocolate and Peaches to propozycja świetna na wiosnę i lato. Uwielbiam w słoneczne dni te brzoskwinki, złotka, ciepłe brązy. U mnie to właśnie od tej palety zaczęła się miłość do brzoskwiniowych, łososiowych cieni.

Natomiast prawie nie używam czterech metalicznych cieni z prawego rogu palety.Nie mam na nie pomysłu. Gdyby były matami, chętniej bym po nie sięgała.



PALETA CHOCOLATE ELIXIR

Aktualne zdjęcie palety

To propozycja moim zdaniem idealna na jesień - mamy tutaj ciepłe, dyniowy, rudawe, ceglaste odcienie, świetnie wpasowujące się w klimat tej pory roku. W moim przypadku podstawowy makijaż  dzienny przy użyciu tej palety jest bardzo intuicyjny i wręcz robi się sam. Cień bazowy pod łuk brwiowy, któryś z jaśniejszych dyniowych cieni w załamanie, w zewnętrzny kącik ceglasty rudy, a na środek powieki piękne, błyszczące złoto. Złotko z tej palety to jedno z moich ulubionych w mojej skromnej kolekcji. 

Ciekawe są też dwa różowe cienie z tej palety. Dzięki nim odważyłam się na takie kolory w swoim makijażu oka i bardzo je polubiłam! 


Makijaż wieczorowy z użyciem palet Chocolate Elixir i Death by Chocolate; na środku ruchomej powieki cień foliowy, również z MUR

Podsumowując - palety czekoladowe od Makeup Revolution to takie moje pewniaki, na których ćwiczyłam makijaż, przełamywałam bariery i testowałam nowe możliwości. 


Pigmentacja cieni jest jak dla mnie zadowalająca, osyp bardzo mały albo w ogóle go nie ma, makijaż utrzymuje się spokojnie przez kilka dobrych godzin.


 Także jeśli szukacie czegoś przystępnego cenowo, co pozwoli Wam sprawdzić, jak się w danej kolorystyce czujecie, to będzie to dobry wybór! 


Po posty związane z innymi paletami cieni zapraszam Was serdecznie do sekcji "kosmetyki i makijaż".


Komentarze

Prześlij komentarz

Witam Cię na moim blogu! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz ślad po sobie w postaci komentarza.

instagram @pisanezusmiechem