WIELKI FINAŁ OPOWIEŚCI O ŻYCIU (A NIE EGZYSTENCJI) AGENTA 007 - RECENZJA "NIE CZAS UMIERAĆ"

"My name is Bond. James Bond". Kto z nas nie kojarzy tych słów? W wyświetlanym właśnie w kinach najnowszym filmie o przygodach agenta 007 Daniel Craig ostatni raz przedstawia się w ten sposób, kończąc pewną epokę "nowego Bonda", zapoczątkowaną kapitalnym występem w "Casino Royale" piętnaście lat temu. Jak więc wypada pożegnalne "Nie czas umierać"? Moi drodzy, powiem krótko: znakomicie! Świetne kino w wielkim stylu, będące godnym pożegnaniem aktora z legendarną postacią i widowiskiem zapewniającym widzom największy poziom emocji. 


Najważniejszą kwestią jest moim zdaniem to, że "No time to die" nie jest jedynie 25 filmem z serii o agencie 007, ale przede wszystkim jest zwieńczeniem pięcioodcinkowego cyklu z Craigiem w roli głównej. "Casino Royale", "Quantum of solace", "Skyfall", "Spectre" i "No time to die" tworzą zamkniętą, przemyślaną, ciągłą historię, której tej ostatni film jest godnym zakończeniem. Moim zdaniem bez znajomości czterech poprzednich filmów trudno będzie naprawdę wczuć się w "Nie czas umierać" i zrozumieć niuanse tej opowieści. 

Nie jest ona bowiem zawieszona w próżni, tylko kontynuuje wątki z ostatnich wydarzeń ze "Spectre". James odchodzi więc na zasłużoną emeryturę, chcąc cieszyć się życiem u boku Madeleine. Niestety, sielanka nie trwa długo, a przeszłość upomina się o oboje. O Bonda upomni się też wkrotce świat walki z terroryzmem, a to za sprawą agenta CIA, Felixa Leithera, prywatnie przyjaciela Bonda. Ten namawia go do udziału w kolejnej akcji w związku z nowym zagrożeniem. Wtedy na scenę wracają dobrze znane widzom postacie, jak M, Q czy Monneypenny. Wraca również ukochana Jamesa. Jaki los czeka jego i Madeleine?


Jak przystało na film o przygodach najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości, nie brakuje tu ikonicznych elementów, kojarzących się z Bondem i uwielbianych przez widzów. Scenarzyści kilkukrotnie puszczają do nich oko, jak choćby pozwalając Jamesowi raz jeszcze uraczyć się ulubionym martini. Takich smaczków jest tu więcej, nie brakuje też oczywiście drogich samochodów, gadżetów, spektakularnych scen walk i pościgów, charakterystycznej czołówki. 

Przede wszystkim jednak twórcy serwują widzom prawdziwy rollercoaster emocjonalny i gatunkowy: kino sensacyjne przeplata się tu z melodramatem, akcja potrafi oddać miejsce komedii czy romansowi, nie brakuje dramatu czy nawet patosu, który jednak nie razi, bo idealne wplata się w całość historii. Dodatkowo przez cały seans wyczuwalne są poczucia tęsknoty, smutku, nostalgii. 

Ktoś mógłby pomyśleć: "Tyle wrażeń na raz? To się nie może udać". A jednak się udało! Co o tym zadecydowało? Moim zdaniem kilka czynników, w tym przede wszystkim psychologiczne pogłębienie głównej postaci, które nie byłoby możliwe bez rewelacyjnego odtwórcy tej roli. Nie będę ukrywać, że jestem fanką kreacji Craiga od samego początku, gdy jako szesnastolatka z wypiekami na twarzy obejrzałam pierwszy raz "Casino Royale" i ujrzałam Bonda tak innego od tego, do czego przyzwyczaili widzów poprzednicy. Ja tę wersję agenta 007 kupiłam w całości - bardzo ludzkiego, przeżywającego emocje, walczącego z własnymi demonami, potrafiącego śmiać się, kochać, współczuć, wspierać, cierpieć, płakać, a kiedy trzeba - być bezwzględnym, walczącym do upadłego, odważnym i nieustępliwym. W ostatniej odsłonie przygód swego bohatera Craig z pełną świadomością i kontrolą korzysta z całego tego wachlarza, który z powodzeniem stworzył na przestrzeni czterech poprzednich filmów. "Nie czas umierać" jest po prostu koncertem tego jednego aktora, który grając Bonda po raz ostatni, pozwala sobie na swobodę i finezję. Widać, że Craig czuł się na planie jak ryba w wodzie, wiedział, co chce osiągnąć i jak to zrobić.


Pozostała obsada aktorska również spisała się dobrze - każdy z aktorów zrobił to, co do niego należało. Obawy miałam co do Lei Seydoux, która w "Spectre" nie przekonała mnie o swoich uczuciach wobec Bonda. Tym razem wątpliwości nie miałam. Nie zawiodła więc stara ekipa, a z nowych postaci na pewno zapadły w pamięć kobiece role silnych bohaterek: Lashana Lynch jako agentka specjalna Nomi wypada świetnie w trakcie swoich słownych potyczek z Bondem, podobnie jak Ana de Armas kreśli swoją obecnością na ekranie epizodyczną, ale urzekająca rolą Palomy. Kobiety w "Nie czas umierać" mają swe wyraźne znaczenie, podobnie jak w poprzednich częściach craigowskiej seriiPamiętacie kultową już dziś scenę z "Casino Royale", gdy płaczącą pod prysznicem Vesper Bond przytula i stara się jej pomóc, zamiast wykorzystać słabość dziewczyny i zaciągnąć ją do łóżka? Już wtedy dano widzom czytelny sygnał, że James w nowej odsłonie nie będzie seksistowskim, bezrefleksyjnym kobieciarzem, i tak jest do końca.

Jeśli chodzi o głównego antagonistę, to na mnie postać Safina, choć niewątpliwie sprawnie zagrana przez Ramiego Maleka, nie zrobiła wielkiego wrażenia. Myślę, że najlepiej podsumował go sam Bond, mówiąc, że na świecie pełno już było takich małych ludzi z krzywymi ambicjami. Tak naprawdę jednak uważam, że konflikt z "tym złym" nie jest w "No time to die" motywem przewodnim. O wiele większe wrażenie robi tu osobista walka głównego bohatera. To ostateczny rozrachunek Bonda z przeszłością, z tęsknotami, pragnieniami, żalami i namiętnościami. Świadomy swoich wad i słabości, a jednocześnie swoich zalet i uczuć, James Bond jest tu tak bardzo przejmujący, jak jeszcze nigdy. 


Kiedy po seansie "Spectre", czwartego filmu o Bondzie z Danielem Craigiem w tej roli, czytałam wypowiedzi, że to ostatni jego występ jako agenta 007, wiedziałam, że to nie może być prawda. Choć bardzo lubię "Spectre", nie był to film godny finału, wielkiego pożegnania. Craig potrzebował jeszcze jednego obrazu, by postawić kropkę nad "i" w konsekwentnie budowanym przez siebie wizerunku Bonda XXI wieku. A fani serii potrzebowali "Nie czas umierać", by tę wielką przygodę przeżyć.


Film jest długi (160 minut), a mimo to nie nudziłam się ani przez chwilę, bo to widowisko światowej klasy, zagrane z pasją i werwą, jakie widać tylko w wielkim kinie. A po ostatniej scenie serce biło mi tak mocno, jak się tego komplenie nie spodziewałam, w głowie zaś huczało od przemyśleń i wrażeń, po policzkach ciekły łzy. Niech to będzie najlepsza moja rekomendacja dla "No time to die" - filmu, którego finał chyba nikogo nie pozostawi obojętnym. Filmu, który pięknie kończy opowieść o życiu - nie egzystencji, jak podkreślił w jednej ze scen Mallory - Jamesa Bonda w brawurowej interpretacji Daniela Craiga.


Komentarze

  1. Świetna recenzja, naprawdę doskonała. Nie pochwalić byłoby grzechem. Rzeczywiście w tych ostatnich filmach serii Bond jest już inny, pogłębiony psychologicznie, bardziej ludzki. Ja też lubię te ostatnie jego odsłony. Niewykluczone, że obejrzę "Nie czas umeirać".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa!❤️ Pisałam recenzję na gorąco, pod wpływem emocji - mam nadzieję, że widać, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten film. Więc jeśli będziesz mieć możliwość, to gorąco polecam seans!

      Usuń
  2. hmmmmm ... ważne, by był to film akcji i aby się działo. Dobrze, że napisałaś tą recenzję:) Ja także lubię słuchać muzyki do tego typu filmów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam wszystkich części o Bondzie, więc będę miała ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam tylko obejrzeć wszystkie części z Craigiem w kolejności powstawania 🙂

      Usuń
    2. Od, postaram się to nadrobić, ale nie wiem co z tego wyniknie.

      Usuń
  4. Przepiękna recenzja filmu uwielbiam filmy o Bondzie a ten musi być mega.Napewno sie na niego wybiorę.Pozadrawiam zaczytana_mama_40_

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale jako to 15 lata temu?! Kiedy to minęło? Dla mnie to cały czas "nowy" Bond. Dobry, nawet bardzo, ale tak inny od Bonda Brosnana, Connery'ego czy Moore'a. Bardzo lubię kreację Craiga i trochę żal się z nim żegnać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie szybko, prawda? Ale to też widać w całej serii z Craigiem, że to opowieść również o rozwoju i przemijaniu. Mi też żal się z nim żegnać, zrobił kawał dobrej roboty. Na szczęście do tych filmów i jego roli zawsze można wracać! I oglądać tego nowego Bonda, który skradł nam serce

      Usuń
    2. Też nie miałam pojęcia, że to minęło już aż tyle czasu.

      Usuń
    3. Minęło jak w przeminęło z wiatrem .... Ale dobrze obejrzeć wszystkie części i porównać grę aktorską. Przynajmniej jest pretekst by się spotkać ze znajomymi:)

      Usuń
    4. Magda, jak ty mądrze mówisz!

      Usuń
    5. Zgadzam się z Wami, dziewczyny! I właśnie wczoraj obejrzałam sobie kolejny raz Casino Royale 🙂 cudownie jest wracać do tego, co znane i lubiane, i kolejny raz się dobrze bawić i zachwycić

      Usuń
    6. Byłam wczoraj na Bondzie... A weźcie! Teraz mam doła, zła jestem i w ogóle jest to dupy! Tzn.: film jest świetnie zagrany, broni się jako zakończenie wątku, daje dobre wyjście do nowego otwarcia, zmniejsza docelowo ładunek traum, ale i tak mi przykro :(

      Usuń
    7. Nika, jak dobrze Cię rozumiem! Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, że film o Bondzie aż tak mnie poruszy, a przecież bywało już smutno przy tej serii z Craigiem. Ale jak czytam komentarze np. na YouTube, choćby pod piosenką, która leci na napsiach końcowych, to wiem, że nie tylko my dwie tak mamy. Coś niesamowitego się zadziało.

      Usuń
  6. Szykuję się na obejrzenie filmu, jak najbardziej, z jednej strony dochodzą mnie bardzo pozytywne wrażenia znajomych, z drugiej już niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze film ma i zwolenników, i przeciwników. Ja się zaliczam do tych pierwszych, zdecydowanie. Tobie życzę udanego seansu!

      Usuń
  7. Nie oglądałam żadnego Bonda, ale fajnie, że Craig godnie pożegnał się z rolą , bo nie wszystkim aktorom to wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Tutaj mamy bardzo dobra ścieżkę od początku do końca 🙂

      Usuń
    2. To tym bardziej jestem ciekawa tego filmu i reszty, której nie oglądałam.

      Usuń
  8. Asia! Świetna recenzja,nie pozostaje mi nic innego jak teraz iść do kina 😁 masz magiczne pióro. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, ale nie przeczytam posta, bo na 18 idę do kina i nie chcę się nakręcać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miłego seansu i zapraszam do podzielenia się wrażeniami po kinie!

      Usuń
  10. Lubię filmy z Bondem, choć akurat te z Danielem Craigiem nie są moim ulubionymi. ;) Tego najnowszego nie widziałam jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo za Craigiem nie przepadałam, nie pasował mi do roli Bonda, ale później doceniłam jego pomysł na postać. :)

      Usuń
    2. Ja do starych Bondów nie jestem przekonana, za to właśnie seria z Craigiem jest dla mnie ciekawym podejściem do tematu 🙂

      Usuń
  11. Recenzja rewelka, bardzo mnie zachęciła do obejrzenia przygód Bonda.

    OdpowiedzUsuń
  12. oj sporo silnych emocji w Tobie wywołała ta historia przygód chyba najsłynniejszego Agenta.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam dwa zarzuty do tego filmu. Był za długi, niektóre rozmowy były trooooche za bardzo rozciągnięte.
    Drugi zarzut to niestety Rami. Trochę irytuje mnie to, że jest go wszędzie pełno od roli Freddiego, a niestety mam wrażenie (oglądając też Mr. Robot), że zawsze gra baaardzo podobnie. No i tak jak sama zauważyłaś, nie był tutaj głównym problemem, a jedynie tłem do całej historii Bonda.

    Tak czy siak film mi się bardzo podobał i chętnie zobaczę go jeszcze raz! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Ramiego, to ja muszę w końcu obejrzeć Bohemian Rapsody - do tej pory jakoś bałam się tego filmu, chyba dlatego, że uwielbiam Freddiego i bałam się interpretacji aktorskiej Ramiego. Ale ciekawość bierze górę!

      Ja również chętnie zobaczę "No time to die" kolejny raz 🙂 myślę, że teraz, wiedząc już, czego się spodziewać, będę mogła zwrócić uwagę na jeszcze inne szczegóły.

      Usuń
    2. A dla mnie Bohemian... było super! Freddie bardzo mi się podobał. Za to w Bondzie jako złol był jakiś taki mdły.

      Usuń
  14. Recenzja bardzo zachęca do obejrzenia filmu. Twoje opisy, spostrzeżenia przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, dziękuję! Zapraszam do śledzenia moich tekstów 🙂

      Usuń

Prześlij komentarz

Witam Cię na moim blogu! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz ślad po sobie w postaci komentarza.

instagram @pisanezusmiechem